Malowanie biżuterii drewnianej, malowanie na szkle, czy wyplatanie lalek ze sznurków. Niektóre dzieła można było zabrać od razu do domu, inne jeszcze długo nie. - Nasze muszą schnąć około 2 tygodni zanim je wypalimy w specjalnym piecu - mówi Renata Kukła z Pracowni Ceramiki Artystycznej "Keramos" z Głuchołaz.
Mowa o warsztatach ginących zawodów, które jak w roku poprzednim były najchętniej odwiedzanym miejscem podczas jarmarku w Głębinowie. Dzieci chętnie brały się za malowanie i ceramikę, dorośli wybierali bardziej relaksacyjne i wymagające skupienia malowanie biżuterii. Chętnych przyjmowano aż do wyczerpania zapasów. O pokaźny asortyment zadbali również wystawcy na stoiskach, których naturalnym tłem było Jezioro Nyskie. W takich okolicznościach nie sposób było nie skosztować mini-pączków, czy też miodów, konfitur i soków. Do ich powstania potrzebne było prawdziwe zamiłowanie, co było widać i słychać podczas rozmów gości jarmarku ze sprzedawcami. Wiele osób dopytywało o sposób uprawy, czy też tajniki receptury i ważenia. - Na brak klientów w Głębinowie nie można narzekać - mówi Ewa Rogalska, twórczyni "rajskich dżemów". - Pod względem sprzedanego asortymentu uważam jarmark za udany.
Wspólnym mianownikiem był znak "Produktu lokalnego" Nyskiego Księstwa Jezior i Gór. Lokali wystawcy naklejają go z dumą, a o jego wpływie m.in. na rozwój obszarów wiejskich rozmawiano w czasie zamkniętej konferencji dla członków NKJiG. Wśród odbiorców, a zarazem założycieli i partnerów Lokalnej Grupy Działania, byli burmistrzowie i wójtowie ościennych gmin, m.in. Jan Woźniak - Burmistrz Otmuchowa. Ciekawe refleksje jak zwykle miał również Antoni Konopka reprezentujący Urząd Marszałkowski oraz Marcin Nowak z PTTK Tryton.
Napisz komentarz
Komentarze